Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Czar braku telewizji…

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Były to beztroskie czasy namiętnego pochłaniania licznych pozycji tak zwanej „literatury przygodowej”, poczynając od wytworów Karola Maya, poprzez dzieła Marka Twaina, aż po rodzimą „Księgę urwisów” Edmunda Niziurskiego. Powodzeniem cieszyły się też książeczki, drukowane na lichym papierze, ozdabiane na okładkach rysunkiem „srebrnego kluczyka”.
Czar  braku  telewizji…

Czar  braku  telewizji…
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Czar  braku  telewizji…
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Czar  braku  telewizji…
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Telewizja co prawda już istniała, ale odbiornik, pozwalający na korzystanie z jej propozycji, był w okolicy jeden, więc tylko dzięki uprzejmości sąsiada można było od czasu do czasu zasiąść u niego przed niewielkim ekranikiem.

Co do „srebrnokluczykowej” serii Wydawnictwa „Iskry”, to po minionych dekadach owe dawne „kryminały” nie wzbudzają dzisiaj emocji, raczej śmieszą, ale niegdyś - opatrzone zazwyczaj rozbudzającymi wyobraźnię tytułami – już samym ich brzmieniem wywoływały wypieki na twarzach młodocianych czytelników.

Trup z reguły ścielił się w nich dość umiarkowanie, natomiast główny wątek narracji stanowiło frapujące dochodzenie, prowadzone przez spostrzegawczych i dociekliwych detektywów - aż do uzyskania zaskakującego najczęściej wyniku śledztwa. Po przeczytaniu każdej zdobytej, kolejnej pozycji „srebrnego kluczyka” wszczynano impulsywną wymianę spostrzeżeń i toczono zawziętą dyskusję. Każdy z chłopaków twierdził, że „już po kilku rozdziałach wiedział”, kto był prawdziwym złoczyńcą i zawzięcie dowodził, na czym to swoje szybkie – oczywiście prawidłowe - rozwiązanie zagadki opierał.

Amatorzy taniej lektury spotykali się najczęściej u kolegi, którego dom stał przy niewielkim, komunalnym lesie. Pośród jego drzew widniał wtedy charakterystyczny budynek, nazywany od umieszczonego nad wejściem napisu „pałacem Maria”. Opustoszałe, zdemolowane - ale ciągle imponujące resztkami wystroju wnętrze tej samotnej willi kusiło swoimi mrocznymi zakamarkami, często też było odwiedzane. Jego piwnice mogły bowiem stanowić doskonałe tło dla różnych, póki co tylko wyimaginowanych, tajemniczych wydarzeń.

Bardzo „podejrzanymi” ruinami były resztki willi, na niemieckiej mapie oznaczanej jako Schonbrunn, stojącej do drugiej wojny światowej właściwie już za miastem, przy ulicy Jeleniogórskiej - oraz zlokalizowane sporo za nimi pozostałości zabudowań restauracji Leśny Zamek – Waldschloss.

W strumieniu, wypływającym z jej dawnego stawu, toczącym swoje wody do Bolesławca przez komunalny las, żyły wtedy traszki i raki, zdarzały się też ryby. Opodal tegoż potoku, przy zabudowaniach rozdzielni energetycznej, istniała jeszcze także dawna „leśna szkółka” - budynek w czasie drugiej wojny światowej służący jako miejsce zakwaterowania polskich robotników przymusowych. Nieco dalej, przy drodze wiodącej do Bożejowic, widniały ruiny starej cegielni. Pozostałe po czasach funkcjonowania tej manufaktury, zlokalizowane w jej sąsiedztwie wielkie wyrobisko stało się miejscem składowania odpadów komunalnych miasta.

W głębokim, ginącym powoli pod stertami śmieci dole roiło się od szczurów, co zresztą było nieuniknione, skoro do zarastającego krzakami zagłębienia zwożono nawet truchła padłych zwierząt gospodarskich – w tym koni. Widok spasionych gryzoni, biegających w świetle dnia po śmieciach i wspinających się na samosiejki krzewów - jakoś nie budził wtedy specjalnych emocji.

Te wywoływały natomiast wyprawy poszukiwawcze do resztek ruin willi przy szosie Jeleniogórskiej, przy której wydrążono w ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej okopy – widniejące zresztą do dnia dzisiejszego. Zaniedbany staw dawnej restauracji Waldschloss na początku lat sześćdziesiątych przekształcono w dość prymitywne, miejskie kąpielisko. Wcześniej zbiornik ten przez lata nazywano „wojskowym stawem”, w istocie był on miejscem hodowli ryb, zapewne wzbogacających posiłki serwowane z koszarowej kuchni.

Po owej sadzawce pływała wtedy toporna tratwa, kusząca nieletnich poszukiwaczy przygód. Jedna z prób odbycia nią rejsu po mikroskopijnym akweniku skończyła się zatrzymaniem śmiałków, gdyż nagle pojawili się żołnierze, rzekomo pilnujący stawu. Ku ich uciesze, po odpowiednim wystraszeniu przyłapanych na pokładzie zmilitaryzowanej „jednostki pływającej” chłopców, rozbawieni całą sytuacją puścili ich wolno.

Strumień, wypływający ze stawu, toczył wodę najpierw krótkim odcinkiem podziemnego tunelu. Na jego dnie znaleziono kiedyś fragmenty zastawy restauracyjnej i mosiężny dzwonek. W ostatnim czasie został on w trakcie sprzątania piwnicy odkryty. Przypomniał wspaniałe dni dawno zapomnianych, dziecinnych przygód i zabaw – bez komputerów i telewizji …


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl