Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Śledzie na rykowisku

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Nawoływania byków jeleni w okresie rykowiska to szczególny rodzaj głosów natury, poruszający zwłaszcza wtedy, gdy słyszący je człowiek jest sam w głębi lasu i czuje w nich zapowiedź starć rozjuszonych samców, nie znoszących obecności w ich kniei rogatych rywali ani dwunogich intruzów.
Śledzie  na  rykowisku

Śledzie  na  rykowisku
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Śledzie  na  rykowisku
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Śledzie  na  rykowisku
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku jednym z takich pojedynkowych terenów był hałaśliwy dziś fragment boru, rosnącego w pobliżu starej, puszczańskiej trasy, noszącej na niemieckich mapach nazwę Saganer Strasse – Droga Żagańska.

Końcówka września zaczynała właśnie olśniewać kolorami jesieni, by zrealizować marzenie o usłyszeniu tych szlachetnych zwierząt należało zasiąść w prowizorycznej czatowni już późnym popołudniem. Opodal wybranej kryjówki widniały ruiny domku myśliwskiego. Niknąca powoli za drzewami słoneczna tarcza resztkami wysyłanych promieni coraz słabiej oświetlała stojące w całkowitym bezruchu drzewa, niepostrzeżenie nadciągał zmierzch, a wraz z nim lekki chłód – tudzież chmary jakichś muszek i bezlitośnie tnących komarów. Niewiele pomogły próby osłaniania twarzy jakąś siateczką ze starego kapelusza pszczelarskiego, piekielnemu bzyczeniu towarzyszyło swędzenie coraz to nowych miejsc, gdzie mali krwiopijcy znaleźli dostęp do odkrytego ciała.

Gdy ciemność zaczęła ostatecznie zatapiać otoczenie, blisko czatowni ostro trzasnęła pękająca gałązka. Cała mordęga natychmiast przestała mieć znaczenie, lasem szło jakieś ciężkie zwierzę. Dziki przybysz musiał wkroczyć na gliniaste mokradło, przytulone do niewielkiego stawku, świadczył o tym dobiegający stamtąd mlaskający odgłos racic, brodzących w błotnistym brzegu. Nagle wszystko ucichło, po czym rozległ się głuchy, gardłowy pomruk – i zwierz, roztrącając gałązki niskich świerczków, popędził w głąb lasu. Zapewne lekki podmuch, który odpędził na chwile dokuczliwe komary, zaniósł też do jego chrap zapach człowieka.

Po wielu męczących godzinach trwania w półśnie na posterunku czerń nieba zaczęła wreszcie blednąć – i jakby w nagrodę do uszu skulonego intruza kilkakrotnie dobiegł z boru potężny ryk. Ale to było wszystko, czego wtedy skostniały podglądacz jeleni doświadczył…

Gdy nastał wreszcie dzień, las stał się ponownie ciepły i przyjazny, można było dokładnie zbadać resztki domku myśliwskiego. Wcześniejsze porównanie pochodzących z różnych lat starych map tego terenu ujawniło, iż chatka ta najprawdopodobniej została porzucona jeszcze przed ostatnią wojną. Na planie z roku 1921 naniesiono ją, natomiast na mapie z roku 1944 – o wiele dokładniejszej – już domku nie zaznaczono.

Jego pozostałości w terenie były wyjątkowo dobrze zachowane. Stanowiła je dolna część solidnego, grubego muru wykonanego z częściowo obrobionych bloków piaskowca. Budyneczek musiał mieć kształt prostopadłościanu, do którego wchodziło się przez drzwi, ocienione dwoma zapewne specjalnie posadzonymi dębami. Te potężne, imponujące grubością pni drzewa rosły nadal przy kamiennym stopniu wejściowym. Znaczna ilość gruzu, przetykana próchniejącymi liśćmi i gałęziami, zalegała wewnątrz resztek murów.

Ciekawym znaleziskiem, odkrytym kilkanaście metrów od ruiny, było kilka znormalizowanych śledzi do niemieckiego małego namiotu wojskowego, zwanego czasem „celtą” - od skrótu nazwy Zeltbahn. Wyprodukowano ich miliony, także w kolorach maskujących. Podczas drugiej wojny światowej stanowiły one część wyposażenia głównie specjalnych jednostek armii hitlerowskiej. Śledzie, chcąc zmniejszyć ich ciężar, najpierw wytwarzano z aluminium, jednak był to metal bardziej potrzebny w przemyśle lotniczym. Gdy więc wojna powodowała coraz większy deficyt różnych strategicznych surowców, kołki te zaczęto wytwarzać z drewna lub grubego drutu. Same płachty też utraciły swoje pierwotne parametry.

Znalezione przy ruinach aluminiowe śledzie pochodziły z 1937 roku. Skąd się tam wzięły - można tylko snuć przypuszczenia. Albo to jakiś przedwojenny myśliwy korzystał z wojskowego namiociku, lub też śledzie zapomnieli zabrać po biwaku żołnierze.

Po latach został tylko jeden, przypominając o wrześniowej przygodzie z jeleniem w tle.


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl